Była to zima i ranne zimno przenikało do szpiku kości. Naturalnie Stalky i Beetle — bo M’Turk należał do tych nieznośnych ludzi, którzy w najgorszych nawet warunkach bardzo dbają o swą toaletę — drzemali aż do ostatniej chwili, w której trzeba już było być w oświetlonej gazem sali gimnastycznej przy apelu. Skutkiem tego, oczywiście, często się spóźniali; a ponieważ każde spóźnienie zaznaczano, a za trzy spóźnienia na tydzień dawano godzinę musztry za karę, rozumie się, całe godziny spędzali pod komendą sierżanta. Foxy musztrował marudów z całą pompą swego dawnego placu musztry.
— Nie wyobrażajcie sobie, że mi to sprawia jakąś przyjemność — brzmiała niezmiennie jego przemowa. — Byłoby mi znacznie przyjemniej siedzieć w swym pokoju i palić spokojnie fajkę — ale jak widzę, dziś po południu mamy znów w rękach naszą Starą Brygadę, Żebym ja pana mógł mieć na stałe, panie Corkran! — mówił wyrównując swój oddział.
— Trzymacie mnie przecie już od sześciu tygodni w swych łapach, stary żarłoku! Odlicz!
— Tylko nie tak nagle, bardzo proszę. Tu ja komenderuję. W lewo — zwrot! Wolnym krokiem — marsz!
Dwudziestu pięciu wiecznie spóźniających się marudów, wytrawnych, starych grzeszników pomaszerowało gęsiego na salę gimnastyczną.
— Spo — kojnie, bez hałasu — wziąć — ciążki; spo — kojnie wró — cić naaa — swoje miej — sca! Spokojnie: Odlicz. Numery nieparzyste: Wystąp.
Strona:Rudyard Kipling - Stalky i spółka (tłum. Birkenmajer).djvu/192
Ta strona została przepisana.
ICH NARODOWA FLAGA