Strona:Rudyard Kipling - Stalky i spółka (tłum. Birkenmajer).djvu/199

Ta strona została przepisana.

— Panowie, proszę nie dotykać stojaków!
Foxy szamotał się z podnieconym tłumem w sali gimnastycznej.
— Nie, panie Swayne, nawet Snidersowi przeznaczonemu do ćwiczeń nie wychodzi na zdrowie, gdy ktoś wciąż kłapie jego kurkiem. Tak jest, mundury przyjdą później, jak już będziemy coś niecoś umieli; na razie poprzestaniemy na musztrze i ćwiczeniach. Przyszedłem tu, aby zapisać nazwiska ochotników. — Połóż pan ten karabin, panie Hogan!
— Cóż ty zrobisz, Beetle? — zapytał jakiś głos.
— Tyle musztry, ile mnie potrzeba, ja już umiem.
— Jak to? Po tym, czego się już nauczyłeś? Dajże spokój! Nie bądź kretynem! Przecie za tydzień zostaniesz kapralem! — wołał Stalky.
— Ja nie idę do wojska! — Beetle poprawił swe okulary.
— Zaczekajcie chwilkę, Foxy — wołał Slogan. — Gdzie się musztra będzie odbywała?
— Tu, w sali gimnastycznej, zanim się tyle nauczymy, że będziemy mogli wyjść na ulicę.
— Żeby się na nas mogły gapić wszystkie matołki z Northam? Nie ma tak dobrze, Foxibus!
— Zgoda, nie będziemy się o to kłócić. Naprzód musztra — potem zobaczymy.
— Hallo! — wołał Ansell z domu Macréi, łokciami torując sobie drogę przez tłum. — Co jest z tym cholerycznym korpusem kadetów?
— Oszczędzi panu masę czasu w Sandhurst — odpowiedział żywo sierżant. — Zdobywszy tu podstawowe wiadomości, zostanie pan w Sandhurst w krótkim czasie od ćwiczeń zwolniony.
— Hm! Nie mam nic przeciw nauczeniu się musztry, ale nie chce mi się paradować jak dziki osioł po okolicy z pukawką do zabawy. Perowne, cóż zrobimy? Hogan się zapisuje.
— Nie wiem, czy będę miał czas — odpowiedział Perowne. — Mam tyle nadliczbowych lekcyj!