Strona:Rudyard Kipling - Stalky i spółka (tłum. Birkenmajer).djvu/20

Ta strona została przepisana.

czych[1]. Pod warunkiem, że nie będą wchodzili do domów, mogli się w rzeczywistości wałęsać, gdzię im się podobało; za przyzwoite zachowanie się ręczył Mr. Hartopp.
Beetle zrozumiał to, jak tylko M’Turk zaczął go kopać.
— Jestem skończonym osłem, Stalky! — wołał zasłaniając atakowaną część ciała. — Pax, Turkey, jestem osłem!
— Nie zważaj na niego, Turkey. Czy wasz wuj Stalky nie jest Wielkim Człowiekiem?
— Jest! Jest! — zgadzał się Beetle.
— Ale swoją drogą polowanie na pluskwy, to plugawe zajęcie — zauważył M’Turk. — W jaki sposób się do tego zabrać?
— W ten sposób! — rzekł Stalky sięgając do stojących za nim szafek mikrusów. — Mikrusy zawsze wariują za historią naturalną. Tu masz puszkę na rośliny małego Braybrooke’a.
To mówiąc wyrzucił za okno mnóstwo gnijących, zrośniętych z sobą roślin i rozluźnił rzemień.
— Zdaje mi się, że to może człowiekowi nadać zupełnie zawodowy wygląd. A tu geologiczny młotek Claya młodszego. To może wziąć Beetle, Turkey, ty pewnie rwiesz się do jakiejś siatki na motyle?
— Niech mnie szlag trafi, jeśli to prawda! — wykrzyknął M’Turk po prostu, ale z głębokim przekonaniem. — Beetle, daj mi młotek!
— Dobrze! Ja nie jestem wcale dumny. Zdejm mi tę siatkę, co tam wisi na górze, Stalky!

— Bardzo słusznie. Ty, to składany interes! Te kundle, mikrusy, mają bardzo luksusowe upodobania. Boga mego, to ci zrobione jak wędka! Na świętego Samiwela! wyglądamy zupełnie jak Łowcy Pluskiew! A teraz słuchajcie, co wam powie wuj Stalky! Pój-

  1. Uczniom liceum angielskiego wolno wychodzić samym, pod warunkiem, że nie przekroczą granic, wyznaczonych przez rektora.