Strona:Rudyard Kipling - Stalky i spółka (tłum. Birkenmajer).djvu/201

Ta strona została przepisana.

— Macie, Foxy! Oto mięso dla armat! Idźcie się bić za wasze ogniska domowe i ojczyznę, bydlaki małe — i to jak najprędzej.
— A Foxy mimo wszystko nie jest jeszcze zadowolony! — zauważył M’Turk.

A tak się żyje w armii
I tak się żyje we flocie.

Beetle zawtórował mu. Znaleziony w starymroczniku „Puncha“ poemat zdawał się znakomicie ilustrować sytuację.

A żeśmy przez to wpadli,
Nikt chyba nie zaprzeczy!

— Panicze, proszę się zachowywać spokojnie. JeŚli nie możecie pomóc, nie przeszkadzajcie.
Wzrok Foxy’ego wlepiony był w radę przy koniu. Przyłączył się teraz do niej Carter, White i Tyrrell, wszystko chłopcy wpływowi. Reszta, z miną niezdecydowaną, oglądała karabiny.
— Chwileczkę! — zawołał nagle Stalky. — Czy wolno nam wyrzucić tych gapiów za drzwi, zanim się zabierzemy do roboty?
— Rozumie się! — odpowiedział Foxy. — Kto chce zapisać się do korpusu, zostanie tu. Ci, którzy nie chcą się zapisać, wyjdą zamykając za sobą cicho drzwi.
Pół tuzina poważnie myślących chłopców poskoczyło natychmiast, tak że gapie ledwo zdążyli uciec na korytarz.
— I czemuż się nie zapisałeś? — pytał Beetle poprawiając przekręcony kołnierzyk.
— A wy?
— Po co? My nie idziemy do wojska. Prócz tego ja musztrę umiem doskonale, wyjąwszy, oczywiście, chwyty karabinowe. Ciekawe, co oni tam w sali robią?