Strona:Rudyard Kipling - Stalky i spółka (tłum. Birkenmajer).djvu/214

Ta strona została przepisana.

tucji daje nadzieję, iż zrodzi się z niej duch dziarski i zdrowy, mogący w danym razie bardzo dobroczynie wpłynąć na kraj, który oni tak kochają i z przynależności do którego są dumni. Niektórzy z nich już dziś myślą — on o tym nie wątpi — z niecierpliwością oczekują chwili, kiedy będą mogli swych ludzi poprowadzić na kule wrogów Anglii, a z całą dumą swej młodzieńczej męskości zajrzeć śmierci w oczy na polu bitwy.
Otóż trzeba wiedzieć, że wstydliwość chłopca jest dziesięć razy większa od wstydliwości dziewczyny, jako że jej ślepa przyroda wytknęła jedno tylko przeznaczenie, mężczyźnie zaś kilka. Mówca wielką, zdrową łapą zdzierał te osłonki i deptał po nich ożywioną jak najlepszymi chęciami stopą swej wymowy. Ochrypłym głosem perorował o takich drobnostkach, jak marzenie o honorze i sławie, sprawy, o których chłopcy nie rozmawiają nawet z najserdeczniejszymi przyjaciółmi, mówił wyobrażając sobie w swej naiwności, że dopóki on się w liceum nie pokazał, nigdy o tych możliwościach nie myśleli. Wskazywał im świetne cele palcami, które zasmarowywały wszelki blask na horyzoncie. Profanował najtajniejsze zakątki ich dusz okrzykami i gestami. Polecał im zastanowić się nad czynami przodków w taki sposób, że się rumienili po same uszy. — „Niektórzy z nich, wołał głosem jakby przecinającym ludowe milczenie, mieli może krewnych, którzy padli na polu bitwy w obronie ojczyzny. (Wielu z nich pomyślało w tej chwili o starej szabli wiszącej w sieni lub w jadalni, a którą oglądali z podziwem lub gładzili ukradkiem, odkąd się mogli na nogach utrzymać.) Mówca zaklinał ich, aby naśladowali świetny przykład przodków, a chłopcy nie wiedzieli, gdzie oczy podziać.
Za młodzi byli, aby sobie móc jasno zdać sprawę ze swych wrażeń, ogarniał ich tylko coraz większy gniew, bo czuli, że ich znieważa ten tłusty pan, uważający „bile“ za grę!