uważających na swą godność, aby chcieć zadzierać z przebiegłą trójką. Toteż trójka nosiła kaszkiety zsunięte na tył głowy a nie na bakier, jak przystaio na uczniów piątej klasy, chodziła w powszednie dni w lakierkach a w niedzielę we wspaniałych krawatach — i nikt przeciw temu nie protestował. Na wiosnę M’Turk miał iść do Cooper Hill, a Stalky do Sandhurst, a rektor oświadczył im, że jeśli nie zaniedbają się zupełnie podczas wakacyj, nie mają się czego obawiać. Pod tym względem, jak „trener“, młodych źrebiąt, rektor rzadko się mylił.
Tegoż dnia wziął Beetle’a na bok i dał mu mnóstwo dobrych rad, z których jednak Beetle ani słowa nie pamiętał, gdy wpadłszy do swej pracowni, blady ze wzruszenia, zaczął opowiadać swą przedziwną historię. Wymagała ona wiary niemało.
— Więc na początek miałbyś sto funtów rocznie? — rzekł M’Turk bez entuzjazmu. — To mało!
— I koszta podróży! Wszystko już załatwione. Rektor mi powiedział, że mnie od dawna już do tego przygotowywał, a ja nic a nie nie wiedziałem — nic a nic! I nie zaczyna się wcale od pisania od siebie, rozumiecie? Naprzód adiustuje się telegramy i wycina się z gazet nożyczkami różne kawałki.
— Fuj, nożyczki! — wykrzyknął Stalky. — Wyobrażam sobie, jakich sztuk będziesz dokazywał. Ale w każdym razie i dla ciebie już jest to ostatni kurs. Siedem lat, moi kochani słuchacze — i nawet prefektami nie zostaliśmy.
— Mimo wszystko, nie były to lata najgorsze — mówił M’Turk. — Będzie mi przykro rozstać się z naszym starym liceum. Wam nie?
Spojrzeli na morze pieniące się u płaskich brzegów w jasnym świetle pogodnego, zimowego dnia.
— Ciekawe, gdzie będziemy o tym czasie na przyszły rok? — rzekł Stalky w zamyśleniu.
— A za pięć lat! — wtrącił M’Turk.
— Ale słuchajcie! — zawołał Beetle. — Mój odjazd to tajemnica. Rektor nikomu o nim nie wspo-
Strona:Rudyard Kipling - Stalky i spółka (tłum. Birkenmajer).djvu/221
Ta strona została przepisana.