Strona:Rudyard Kipling - Stalky i spółka (tłum. Birkenmajer).djvu/222

Ta strona została przepisana.

minał. Wiem o tym, bo Prout powiedział mi dzisiaj, że jeśli zmądrzeję — hehe! — mógłbym w następnym kursie zostać prefektem. Widać, trudno mu już o prefektów.
— Zróbmy szóstej jaki kawał na pożegnanie! — namawiał M’Turk.
— E, to smarkacze głupie! — odpowiedział Stalky, który już uważał się za kadeta w Sandhurst.
— Efekt moralny! — tłumaczył M’Turk. — Pozostawienie po sobie niezapomnianej tradycji i tak dalej.
— Lepiej chodźmy do Bideford i popłaćmy długi! — rzekł Stalky. — Pumpnąłem ojca na trzy suwereny — ad hoc. Winienem tylko trzydzieści szylingów. Beetle, leć do starego i poproś go o pozwolenie. Powiedz mu, że chcesz zrobić korektę z „Patrioty ze Swillingfordu“.
— Niech będzie! — zgodził się Beetle. — Będzie to mój ostatni numer i chciałbym, żeby wyglądał przyzwoicie. Złapię go może przed śniadaniem.
W dziesięć minut później wyszli szeregiem, w dowód szczególniejszej łaski uwolnieni od apelu o piątej godzinie, mając całe popołudnie przed sobą. To samo, na swoje nieszczęście, uczynił i King, który nigdy nie mógł się obejść bez złośliwych dowcipów. Ale całe brygady Kingów nie potrafiłyby tego dnia wyprowadzić Beetle’a z równowagi.
— Aha! — zawołał King zacierając ręce. — Zabawiamy się studiowaniem lekkiej literatury. Przyziemna wiedza matematyczna nie jest dla umysłów tak wzniosłych jak nasze, nieprawdaż?
(— Sto funtów rocznie! — pomyślał Beetle uśmiechając się, z wzrokiem zapatrzonym w dal.)
— Nasza dawna indolencja szuka schronienia na kwiecistych ścieżkach nieokreślonej fikcji. Ale dzień zbliża się już, dzień obrachunku, mój ty kochany Beetle! Ja sam ułożyłem parę małych pytaniek z gramatyki łacińskiej, pytaniek, którym nawet twoje mi-