Strona:Rudyard Kipling - Stalky i spółka (tłum. Birkenmajer).djvu/223

Ta strona została przepisana.

strzostwo w sztuce wykręcania się nie podoła. Tak, tak, z gramatyki łacińskiej. Ja sądzę, o ile mogę się tak wyrazić — zresztą zobaczymy, jak zadania zostaną rozdane — że Ulpian ci wystarczy... Aha! Elucescebat — mówił nasz przyjaciel! Zobaczymy, zo-ba-czymy!
Beetle wciąż jeszcze nie dawał znaku życia. W myślach znajdował się na pokładzie parowca, z zapłaconymi kosztami podróży w wielki, przedziwny świat — o tysiąc mil od wyspy Lundy.
Śmiejąc się złośliwie King porzucił go wreszcie.
— On o niczym nie wie. On będzie poprawiał zadania i urągał i sadził się przed małymi chłopcami na przyszły kurs — i znowu na przyszły!
Beetle pobiegł za swymi przyjaciółmi stromą ścieżką, prowadzącą przez zarosłe żarnowcem wzgórze za liceum. Znalazł ich rzucających kamykami w szczyt gazometru, od czego z trudnością starał się ich odwieść stary, umorusany dozorca gazowy. Widzieli, jak naoliwiał kurek zapuszczony w ziemię między dwoma krzakami żarnowca.
— Cockey, na co jest ten kurek? — zapytał Stalky.
— Do dostarczania gazu kuchniom — odpowiedział Cockey. — Jakby go w ten sposób przekręcić, panicze musieliby się uczyć przy świeczkach.
— Ale! — rzekł Stalky i zamyślił się, tak że milczał przez długą chwilę.
— Hallo! A wy tu co robicie?
Stali na zakręcie ścieżki, oko w oko z Tulke’em — pierwszym prefektem domu Kinga — przysadkowatym, płowym chłopcem z rodzaju tych, którzy muszą zostać prefektami ze względu na ich zdolności, zostawszy nimi jednak nigdy nie mogą sobie dać rady i wciąż apelują o poparcie do rektora, bardziej gorliwi niż taktowni.
Trójka nie zwracała na niego uwagi. Mieli formalne pozwolenie na wyjście. Tulke powtórzył swe