Strona:Rudyard Kipling - Stalky i spółka (tłum. Birkenmajer).djvu/234

Ta strona została przepisana.

Pociągła twarz M’Turka zesztywniała, a powieki na pół przysłoniły mu oczy; to ostatnie było hasłem do bitwy.
Ośmiu czy dziewięciu seniorów z twarzami bardzo poważnymi i surowymi zasiadło kołem w fotelach w rozpaczliwie filisterskiej pracowni Carsona. Tulke nie cieszył się wśród nich szczególniejszą popularnością, a kilku z nich, którzy już mieli do czynienia ze Stalky’m i Sp. obawiali się, czy przypadkiem Carson nie zbłaźnił się. W każdym razie należało podtrzymać godność szóstej klasy. Toteż Carson od razu wleciał na nich:
— Słuchajcie, chłopcy — ja — my — zawezwaliśmy was, żeby wam powiedzieć, że sobie trochę zanadto wobec szóstej klasy pozwalacie — i to nie od dziś — i — i myśmy patrzyli na to przez palce, ale dalej już znosić tego nie będziemy. Pokazuje się znowu, że dziś po południu, na drodze do Bideford sklęliście i zwymyślaliście Tulke’go. Otóż my pokażemy wam, że dalej tak nie pójdzie. Skończyłem.
— Bardzo mi przyjemnie — rzekł Stalky. — Raczysz jednak przyznać, że i my mamy jakieś prawa. Bynajmniej nie uchodzi, tylko dlatego że przypadkiem jesteście prefektami, wrzeszczeć i ryczeć na nas, seniorów, i besztać ich, jakbyście byli dyrektorami. My nie jesteśmy mikrusami, Carson. Takie kawały mogą zaimponować Daviesowi Tertiusowi, ale nie nam, rozumiesz?
— Tylko przez idiotyzm starego Prouta nie jesteśmy od dawna prefektami! Sami o tym wiecie! — wtrącił M’Turk, — Nie macie ani odrobiny taktu.
— Przepraszam bardzo! — zawołał Beetle. — Konferencja prefektów powinna być zameldowana rektorowi. Pragnąłbym wiedzieć, czy rektor popiera Tulke’go w tej sprawie.
— Właściwie — właściwie to nie jest konferencja prefektów w ścisłym znaczeniu — rzekł Carson. — Myśmy was zawezwali tylko po to, aby was przestrzec.