Strona:Rudyard Kipling - Stalky i spółka (tłum. Birkenmajer).djvu/241

Ta strona została przepisana.

— Ależ kiedy naprawdę to ona mnie pocałowała!
Poza zadaniami i nauką Tulke myślał bardzo powoli.
— Nie myślę o tobie. Myślę o nas. Pójdę do nich, spróbuję, może mi się ich uda namówić, żeby byli cicho.
— Tulke zgasił się zupełnie z tą całą chryją — zaczął Naughten pojednawczo, odnalazłszy Beetle’a.
— Któż go tym razem pocałował?
— I ja przychodzę do was, a specjalnie do ciebie, Beetle, z prośbą, abyście tego wszystkiego w szkole nie rozgłaszali. Chłopcy starsi, jak wy, seniorzy, sami chyba zrozumieją, dlaczego.
— Hm! — mruknął Beetle z chłodną rezygnacją człowieka widzącego, że będzie musiał spełnić nieprzyjemny obowiązek publiczny. — Widzę, że będę jeszcze raz musiał iść i pomówić z szóstą.
— Najzupełniej zbyteczne, mój drogi, zapewniam cię! — rzekł pośpiesznie Naughten. — Mogę im powtórzyć wszystko, co chcecie!
Ale możliwość użycia zapomnianego przymiotnika była zbyt kusząca. Toteż Naughten wrócił na nierozwiązane jeszcze zebranie prowadząc za sobą Beetle’a bladego, lodowatego i wyniosłego.
— Zdaje się — zaczął Beetle, wymawiając słowa dobitnie i wyraźnie — zdaje się, że doznajecie pewnego niepokoju na myśl o środkach, jakich użycie moglibyśmy uznać za stoscwne odnośnie do ostatniego — eh — eh — sprośnego postępku Tulke’go. Jeśli może was poniekąd uspokoić wiadomość, że my postanowiliśmy — ze względu na honor szkoły, rozumiecie — pominąć milczeniem wszystkie te — eh — sprośności, to — wam służę.
Wykręcił się na pięcie i dotykając, zda się, głową gwiazd, dostojnie skierował się ku pracowni, gdzie Stalky i M’Turk leżeli koło siebie na stole obcierając łzy, za słabi, aby się móc poruszyć.
Powodzenie kawału z zadaniem łacińskim przeszło najśmielsze oczekiwania. Stalky i M’Turk byli