od egzaminów uwolnieni (mieli nadliczbowe lekcje z rektorem), ale Beetle poddawał się egzaminowi z całą gorliwością.
— To, zdaje mi się, jest twoje parergon! — mówił King rozdając drukowany tekst zadania. — Ostatni popis, zanim przeniesiesz się w sfery wyższe. Ostatni atak przypuszczony do klasyków. Zdaje się, że już odbiera ci humor.
Beetle czytał tekst ze zmarszczonymi brwiami.
— Nie widzę tu ani głowy, ani ogona! — mruknął. — Cóż to ma znaczyć?
— O, nie! — wykrzyknął King z profesorską kokieterią. — My właśnie spodziewamy się, że ty powiesz nam, co to znaczy. To, widzisz, mój kochany Beetle, jest egzamin a nie konkurs na odgadywanie szarad. Zobaczysz, że twoi koledzy bez najmniejszych trudności...
Tulke wstał, wyszedł z ławki i położył tekst na katedrze. King spojrzał, zaczął czytać i naraz pozieleniał jak trup.
— Stalky dużo stracił — pomyślał Beetle. — Ciekawa rzecz, jak się z tego teraz King wykręci.
— Zdaje się — zaczął King z wysiłkiem — iż uwaga naszego Beetle’a zawiera szczyptę prawdy. Skłaniam się ku przypuszczeniu, iż nasz zacny Randall musiał to upuścić w formie — o ile jesteście w stanie zrozumieć, co to znaczy. Beetle, podajesz się za dziennikarza! Może zechcesz powiedzieć kolegom, co należy rozumieć pod formą.
— Co, prosz pampsora? Formę — od czego? W tym zdaniu nie widzę w ogóle ani jednego czasownika a — a — a Oda jest także zupełnie inna.
— Właśnie, zanim pośpieszyłeś się ze swą krytyką, chciałem powiedzieć, że tekst musiał ulec w drukarni jakiemuś nieszczęśliwemu przypadkowi i że drukarz poprawił go według własnego widzi mi się. Nie! — mówił, trzymając przed sobą papier na długość ramienia. — Co się tyczy Cicerona lub Horacego, to nasz Randall nie jest żadną powagą.
Strona:Rudyard Kipling - Stalky i spółka (tłum. Birkenmajer).djvu/242
Ta strona została przepisana.