Strona:Rudyard Kipling - Stalky i spółka (tłum. Birkenmajer).djvu/257

Ta strona została przepisana.

— A jak to było z tym twoim pierwszym zabitym? — odezwałem się.
— Ach, to było w nocy po zabiciu Everetta, kiedy wyszedłem szukać dla siebie i swoich ludzi linii odwrotu. Jeden człowiek mnie zauważył. Sprzątnąłem go — privatim — udusiłem. Ale jak zacząłem się nad tym zastanawiać, przyszło mi na myśl, że gdybym mógł znaleźć ciało — strąciłem je ze skał — i udekorować je na sposób Malotów, Khye-Kheenowie wyciągnęliby z pewnością z tego konsekwencje. Toteż następnej nocy zrobiłem tak. Khye-Kheenowie wściekają się na Malotów z powodu tych dwu podstępnych zamachów mimo zawarcia rozejmu. Wczesnym rankiem leżałem za ich okopami i obserwowałem ich. Wszyscy poszli na naradę do wejścia do wąwozu. Byli strasznie oburzeni. Nic dziwnego! — Wiecie, jak Stalky cedzi słówka powoli, jedno po drugim.
— Mój Boże! — wybuchnął naraz Dzieciuch zaczynając rozumieć całą głębię tej strategii.
— Byyczy mąż! — potwierdził z głębi płuc M’Turk.
— Stalky polował z zasiadki[1] — rzekł Tertius. — Oto wszystko.
— Nieprawda! — zaprzeczył Dick IV. — Nie pamiętasz, jak tłumaczył nam stale, że skorzystał tylko ze szczęśliwego zbiegu okoliczności. Nie pamiętasz, jak Rutton Singh obejmował go za nogi i czołgał się po śniegu i jak nasi ludzi wrzeszczeli?

— Ani jeden z naszych Pathanów nie wierzył, aby to mogło być tylko szczęście — mówił Tertius. — Przysięgali, że Stalky powinien się był urodzić Pathanem — a przypominasz sobie, omal że się nie pobili, jak Rutton Singh powiedział, że Stalky jest Sikh. Jakże się ten stary poczciwina rzucał na mego pathańskiego dżemadara! Ale wystarczyło, żeby Stalky palcem kiwnął, a wszystko siedziało cicho.

  1. To stalk — polować z zasiadki.