Strona:Rudyard Kipling - Stalky i spółka (tłum. Birkenmajer).djvu/29

Ta strona została przepisana.

Na nieszczęście, cała wyobraźnia Mr. Prouta skłaniała się ku ciemniejszej stronie życia, skutkiem czego bardzo kwaśno patrzył na tych cherubinów o niewinnym spojrzeniu. Chłopcy, jak Prout ich rozumiał, zajmowali się meczami klasowymi, do których ich też każdej chwili można było zawołać. On jednak słyszał, jak Mr. Turk publicznie wyśmiewał palanta — nawet mecze klasowe; wiedział, że zapatrywania Beetle’a na „honor klasy“ są wprost rewolucyjne, i nigdy nie mógł z całą pewnością powiedzieć, kiedy gładki i uśmiechnięty Stalky śmieje się z niego. A wobec tego. — jako że natura ludzka jest taka, jaka jest — ci chłopcy musieli gdzieś nabroić! Spodziewał się, że to nic poważniejszego, ale...
Ta-ra-la-la-i-tu! Oto ma pieśń zwycięska! Słuchajcie!
Stalky, wciąż jeszcze wirując na piętach, poleciał do jadalni jak tańczący derwisz.
Ti-ra-la-la-i-tu! Oto ma pieśń zwycięska! Słuchajcie! — piruetował za nim Beetle z rozkrzyżowanymi ramionami.
Ti-ra-la-la-i-tu! Oto pieśń mego zwycięstwa! Słuchajcie! — zaskrzeczał głos M’Turka.
Ale gdy go mijali, czy zalatywało od nich piwem czy nie?
Nieszczęście tkwiło w tym, iż jego sumienie gospodarza klasy kazało mu zasięgnąć rady u kolegów. Gdyby był powędrował ze swą fajką i kłopotami do pokoju małego Hartoppa, byłby sobie może oszczędził wstydu. Bo Hartopp, miał do chłopców zaufanie i niejedno o nich wiedział. Los skierował go do Kinga, również gospodarza klasy, ale niezbyt mu życzliwego a nienawidzącego gorliwie Stalky’ego i Sp.
— A-ha! — rzekł King zacierając ręce po wysłuchaniu historii. — Ciekawe! W mojej klasie nigdy nikomu coś podobnego na myśl nawet nie przyjdzie.
— Widzi pan — prawdę mówiąc, nie mam dowodu!