Strona:Rudyard Kipling - Stalky i spółka (tłum. Birkenmajer).djvu/32

Ta strona została przepisana.

— Znowu zaczynają nas podejrzewać! — zaczął Stalky. — Kopytko stał się dziwnie podejrzliwy od jakiegoś czasu, a Foxy, ile razy urządzi obławę, zawsze musi przynieść coś w rodzaju, w rodzaju...
— Skalpu! — rzekł Beetle. — Foxy jest durny Czinganguk!
— Biedny Foxy! — rzucił Stalky. — Wyobraża sobie, że nas w tych dniach złapie. Powiedział mi wczoraj w sali gimnastycznej: „Mam panicza na oku, Mr. Corkran. Ostrzegam panicza tylko dla pańskiego dobra.“ Odpowiedziałem mu na to: „Radzę wam dać temu spokój, bo wpadniecie. Ostrzegam was tylko dla waszego dobra.“ Foxy był wściekły.
— Cóż, dla Foxy’ego to tylko wesoły sport! — rzekł Beetle. — Kopyciarski, to prawdziwy szpicel! I nie dziwię się, jeśli myśli, żeśmy się wstawili...
— Ja się urżnąłem tylko raz, podczas świąt — mówił Stalky z namysłem. — Strasznie się potem przechorowałem. Ale, jak Boga mego, jak się ma za gospodarza klasy takiego bydlaka jak Kopyto, można się rozpić.
— Gdybyśmy chodzili na mecze i ryczeli „Doskonale, panie profesorze!“, gdybyśmy stali na jednej nodze i wyszczerzali zęby, ile razy Kopytius powie „Dalej dziatki, żwawo,” a my mu na to „Tak jest; prosz pampsora“. „Nie, prosz pampsora,“ „O, prosz pampsora“ lub „Prosimy, prosz pampsora,“ jak to robi zgraja parszywych mikrusów, Kopytkowski wynosiłby nas pod niebiosa — rzekł M’Turk z drwiącym uśmiechem.
— Trochę za późno zaczynać.
— A po co? I tak wszystko w porządku. Kopyciański nie chce niczego złego. Ale on jest osioł. A my dajemy mu do poznania, że go uważamy za osła. Dlatego Kopyścio nas nie kocha. Wczoraj po modlitwie powiedział mi, że on jest loco parentis! — śmiał się Beetle.
— Chorrroba! — wykrzyknął Stalky. — To znaczy, że knuje jakieś niesłychane łajdactwo! Ostatni