Strona:Rudyard Kipling - Stalky i spółka (tłum. Birkenmajer).djvu/44

Ta strona została przepisana.

— Pewnie, że wiemy. Całą kupę, Foxibus — rzucił Stalky ustami pełnymi jedzenia.
— Widzicie panowie, ja sobie od razu pomyślałem, że jeśli tak, to ja mógłbym to przedstawić spokojnie — że tak powiem — panu rektorowi, jak mnie o to będzie pytał. Mam mu dzisiaj wieczorem zanieść oskarżenie — bardzo brzydko wygląda!
— Paskudnie, Foxy. Dwadzieścia siedem kijów w sali gimnastycznej w obecności całej szkoły i publiczne wydalenie. „Wino to kpiny, ale wódka niszczy“ — zacytował Beetle.
— Nie ma się z czego śmiać, proszę paniczów. Ja mam oskarżenie panu dyrektorowi zanieść. A — a panicze, może być, nie zauważyli nawet, że ja dziś za nimi szedłem — na podstawie pewnych podejrzeń.
— Widzieliście moje tablice? — zagrzmiał M’Turk i naśladując łudząco akcent pułkownika Dabneya.
— Macie oczy w głowie. Nie próbujcie przeczyć. Macie! — rzucił Beetle.
— Sierżant! Wałęsający się po kraju i uprawiająey kłusownictwo — na emeryturze! Karygodne, o, karygodne! — ciągnął Stalky bez miłosierdzia.
— Rany boskie! — wykrzyknął sierżant siadając ciężko na łóżku. — Gdzież — gdzież, do diabła, wyście siedzieli? Powinienem się był domyśleć, że to podstęp!
— Ach, poczciwy wariacie! — zreasumował Stalky. — My mielibyśmy nie zauważyć, że wy za nami dziś po południu idziecie, no nie? Zdawało się wam, że nas wystawiacie, co? A tymczasem to myśmy was wciągnęli w zasadzkę, żebyście sobie wiedzieli! Pułkownik Dabney — co o nim powiecie, Foxy, byczy mąż, co? — pułkownik Dabney jest naszym serdecznym, osobistym przyjacielem. Od tygodni już tam chodzimy. Sam nas zaprosił. Wasz obowiązek? Gwiżdżę na wasz obowiązek! Waszym obowiązkiem było trzymać się z dala od jego remizy.