Strona:Rudyard Kipling - Stalky i spółka (tłum. Birkenmajer).djvu/50

Ta strona została przepisana.

ciele zaszczycili. Dowiedzieli się — a nikt nie był więcej od nich zdziwiony! — że zataili istotne fakty, byli winni tak suppressionis veri jak suggestionis falsi (dobrze znani bogowie, przeciw którym oni sami często grzeszyli); następnie, że mają złośliwe usposobienia, że są nieszczerzy, podstępni, że wywierają wpływ rewolucyjny, że opętał ich szatan swawoli, dumy i nieznośnej zarozumiałości. A po dziewiąte i ostatnie, aby się mieli na baczności i dobrze uważali.
Toteż mieli się na baczności i uważali tak dobrze, jak to potrafią tylko chłopcy, kiedy chcą komuś dokuczyć. Wyczekali cały przygnębiający tydzień, dopóki Prout i King nie odzyskali poczucia swego majestatu; wyczekali dzień meczu klasowego i to swej własnej klasy — w którym Prout brał udział; wyczekali wreszcie, kiedy się w pawilonie przygotował do zwycięskiego boju i miał już wyjść. King siedział w oknie mając zapisywać punkty, zaś nasza trójka usiadła pod oknem na ławce.
A wówczas rzekł Stalky do Beetle’a:
— Czy nieprawda, Beetle, że quis custodiet ipsos custodes?
— Daj się wypchać! — odpowiedział Beetle. — Ja nie chcę z tobą mieć nic prywatnego. Możesz sobie być prywatnym, ile ci się podoba, na drugim końcu ławki. I życzę ci szczęśliwego popołudnia.
M’Turk ziewnął.
— Dobrze, ale powinniście byli przyjść do domku odźwiernego i zobaczyć się ze mną, jak przyzwoici ludzie, zamiast uganiać za swoimi — hem — chłopcami wszerz i wzdłuż po mej remizie. Ja myślę, że te wszystkie mecze klasowe są do Dunaju. Chodźmy do pułkownika Dabneya zobaczyć, czy nie złapał znowu jakich kłusowników.
Tego popołudnia radość panowała w Grocie.

∗             ∗