Strona:Rudyard Kipling - Stalky i spółka (tłum. Birkenmajer).djvu/56

Ta strona została przepisana.

— Ja tam ich życia prywatnego nie znam — odezwał się żywo nauczyciel matematyki — ale z własnego przykrego doświadczenia wiem, że pracownię N. 5 najlepiej zostawić w spokoju. To młode diabły, absolutnie bez serca.
Zaczerwienił się, kiedy dokoła stołu rozległ się śmiech.
A tymczasem w sali muzycznej panował gniew i złorzeczenie.
Tylko Stalky, Niewolnik Lampy, leżał niewzruszony na pianinie.
— To pewnie ta świnia Manders młodszy pokazał mu ten twój kawałek. On się mu wciąż podlizuje. Idź i daj mu po łbie! — odezwał się naraz. — Co to był za kawałek, Beetle?
— Bo ja wiem! — odpowiedział Beetle wyłuskiwając się z trudem z szlafroka. — W jednym było o jego uganianiu się za popularnością wśród mikrusów, a drugie o tym, jak on siedzi w piekle i mówi Lucyferowi, że zawsze był wiernym sługą Beliala[1]. Na mą duszę, przysięgam wam, że rymy w obu wierszach były dobre. Jak Boga mego! Może Manders młodszy pokazał mu oba wiersze? No, poprawię ja mu specjalnie cezury!

Zbiegł o dwa piętra niżej, wpadł na małego białoczerwonego chłopca w sali znajdującej się koło pracowni Kinga, która znów znajdowała się tuż pod jego własną pracownią, i popędził chłopca korytarzem w górę ku sali wyznaczonej na uświęcone bankiety trzeciej przygotowawczej. Wynurzywszy się stamtąd silnie rozczochrany, wrócił do swej pracowni, gdzie zastał Stalky’ego, M’Turka i innych przy obfitym „korycie“ — na które składała się kawa, kakao, babka, świeży chleb jeszcze gorący i parujący, sardynki, kiełbasa, pasztet z szynki i ozora, sardele, trzy rodzaje konfitur i tyleż funtów dewonszyrskiego kremu.

  1. Kolegium Balliola jest jednym z najstarszych na uniwersytecie oksfordskim.