Strona:Rudyard Kipling - Stalky i spółka (tłum. Birkenmajer).djvu/64

Ta strona została przepisana.

Co równocześnie, jak na złość,
A Pozorów na to było dość!
Kichnąwszy, ze swych miękkich wstęg,
A Złożonych niby chustki w pęk —

— Rany moje! Co za wyrok!

Zrobili stryczek — no i tak
Car padł — a nie pozostał znak!

— Nie rozumiem z tego wszystkiego ani słowa — rzekł Stalky.
— Tym gorzej dla ciebie! Zrozumiejże! — tłumaczył mu M’Turk. — Tych sześciu drabów udusiło cara, a ponieważ szarfy były miękkie, śladów na szyi nie było. Actum est z Kingiem.
— I w dodatku to on sam dał mi tę książkę! — odezwał się Beetle oblizując wargi:

Galaci mają wielką księgę,
„Tylko ją trzeba znać,
Dwadzieścia dziewięć w niej wyroków,
Nie ten — to drugi snać!

A potem ni stąd ni zowąd:

Setebos! Setebos! I jeszcze raz: Setebos!
Myślał, że mieszka na mroźnym księżycu...

— Właśnie wraca z obiadu! — rzekł Dick IV spojrzawszy przez okno. — Manders młodszy idzie z nim razem.
— Istotnie, najbezpieczniejsze dla Mandersa młodszego w tej chwili miejsce — zauważył Beetle.
— Teraz lepiej, żebyście się już wynosili — rzekł Stalky grzecznie do swych gości. — Po co się macie