Strona:Rudyard Kipling - Stalky i spółka (tłum. Birkenmajer).djvu/69

Ta strona została przepisana.

— Biedne dzięcię! — odezwał się Beetle z fałszywym, udanym współczuciem. — Pozwól, aby to trochę wykrwawiło. To najlepiej zapobiega apopleksji.
Tak, prowadząc ku drzwiom wyjącego Mandersa, umiejętnie przytrzymywał jego oślepioną przez krew głowę to nad biurkiem, to nad zeszytami na biurku.
A wówczas Beetle, sam wobec całego pogromu, odwdzięczył się pięknym za nadobne. W jaki sposób, w tym pokoju cały komplet „Gibbona“ miał grzbiety podarte jak gdyby ostrym krzemieniem; w jaki sposób takie mnóstwo czarnego i fioletowego atramentu zmieszało się na biurku z krwią Mandersa; w jaki sposób wielka butelka z gumą arabską, odkorkowana, potoczyła się półkolem po podłodze i w jaki sposób porcelanowa klamka u drzwi pokryła się jeszcze obficiej krwią Mandersa, to były rzeczy, których, oczywiście, Beetle nie tłumaczył, kiedy doprowądzony do wściekłości King wrócił i zastał go stojącego grzecznie na tlącym się dywanie, rozłożonym przed kominkiem.
— Pampsor nie kazał mi odejść — rzekł z miną Casabianki i King wysłał go w ciemności piekielne.
On jednak, chcąc wyładować radość, która go rozsadzała, podążył na parter ku małej szatni, gdzie czyszczono trzewiki. Ledwie jednak zaczerpnął oddechu, aby wydać pierwszy okrzyk triumfu, dwie ręce ścisnęły go za gardło, tak że ani głosu wydać nie mógł.
— Idź do sypialni i przynieś mi moje rzeczy. Przynieś je do łazienki piątej klasy. Ja jestem wciąż jeszcze w trykotach! — zasyczał Stalky siedząc mu na głowie. — Nie leć! Idź powoli.
Ale Beetle wtoczył się do sąsiedniej klasy i wydelegował M’Turka, nie wiedzącego jeszcze o historycznym precis dotychczasowego przebiegu kampanii. Tak tedy był to M’Turk o drewnianej twarzy, który przyniósł ubranie z sypialni, podczas gdy Beetle dyszał ciężko na ławce. A potem wszyscy trzej ukryli się w łazience piątej kiasy, poodkręcali