Strona:Rudyard Kipling - Stalky i spółka (tłum. Birkenmajer).djvu/70

Ta strona została przepisana.

kurki, napełnili łazienkę parą i płacząc wskoczyli do wanien, gdzie opowiadali sobie szczegóły bitwy.
Moi! Je! Ich! Ego! — sapał Stalky. — Czekałem, póki własnych myśli już słyszeć nie mogłem, kiedyście wy bili w bęben! A potem schowałem się w pace na węgiel — postrzeliłem Króliczy Bobek — a Króliczy Bobek zrobił Kingowi pogrom. Słyszeliście, jak szkło dzwoniło?
— Jakże, przecie on — on — on — piszczał M’Turk, drżącym palcem wskazując na Beetle.
— Jakże, przecie ja — ja — ja byłem przez cały czas — zawył Beetle. — Byłem w jego gabinecie, urągał mi —
— O, rany boskie! — krzyknął Stalky i zniknął pod wodą.
— Szkło — szkło, to jeszcze nic. Mandersowi młodszemu rozbił głowę. Na — na — nafta z lampy rozlała się po całym dywanie. Krew na książkach i papierach! Guma! Guma! Guma! Atrament! Atrament! Atrament! O, Boże!
Stalky, cały czerwony, wyskoczył z wanny i trzęsąc Beetle’em starał się doprowadzić go do równowagi; ale to opowiadanie znowu zbiło ich z nóg.
— Ja ukryłem się w komórce, jak tylko usłyszałem, że King biegnie na dół. Beetle wpadł na mnie. Drugi klucz jest schowany za tablicą. Nie ma cienia czegoś takiego, co by świadczyło przeciw nam — rzekł Stalky.
Przez chwilę śpiewali sobie wzajemne hymny pochwalne.
— I w dodatku on sam — sam — sam nas z pracowni wyrzucił! — podkreślił M’Turk. — Choćby chciał nie może nas podejrzewać. Och, Stalky, to najpiękniejszy czyn, jakiegośmy kiedykolwiek dokazali.
— Guma! Guma! Oceany gumy! — wołał Beetle z okularami żarzącymi się spoza morza mydlin. — Atrament i krew, wszystko razem pomieszane. Potrzymałem przez chwilę głowę tego bydlaka nad ła-