Strona:Rudyard Kipling - Stalky i spółka (tłum. Birkenmajer).djvu/81

Ta strona została przepisana.

i wspólnie prowadzili przeciw niej haniebną kampanię. Wobec tego klasa Prouta zwołała pewnego popołudnia walne zgromadzenie. Zgromadzenie było bardzo burzliwe i tłumne; brakowało tylko prefektów, którzy wprawdzie żywo się tą całą sprawą zajmowali, ale którym poczucie godności na wzięcie udziału w zgromadzeniu nie pozwalało. Odczytywano źle zredagowane rezolucje, wygłaszano mowy zaczynające się od słów „Panowie, zeszliśmy się tu dziś“, a kończące się na okrzyku „hańba!„“, zupełnie tak samo, jak się to robi we wszystkich liceach, odkąd świat jest światem i odkąd w ogóle licea istnieją.
Pracownia N. 5 była również obecna, z właściwą sobie miną łaskawą i protekcjonalną. Wreszcie M’Turk o zapadłych policzkach ulżył sobie.
— Gadacie, krzyczycie i hałasujecie, i oto prawie wszystko, co umiecie! Po co? Klasa Kinga będzie się tylko śmiała z tego, że was tak zbujała, i King także was wyśmieje. Oprócz tego ta rezolucja Orrina jest pełna błędów gramatycznych i King miałby jeszcze jeden powód do śmiechu.
— Ja myślałem, że ty ją wraz z Beetle’em poprawisz... a potem wywiesilibyśmy ją w korytarzu — rzekł pokornie autor
— Ani mi się śni! Nie myślę mieszać się do tej awantury — odpowiędział Beetle. — To tylko powiększy triumf klasy Kinga. Turkey ma najzupełniejszą słuszność.
— No to może ty, Stalky?
Stalky wydął policzki na sposób Panurga, spojrzał sobie zezem na koniec nosa i bąknął tylko:
— O, wy ohydne gaduły!
— Wy parchy obrzydliwe! — odpowiedziała natychmiast ludność zasypując obelgami wychodzących.
— Wściec się można! — rzekł M’Turk. — Wiecie co? Weźmiemy pukawki i chodźmy na króliki.
Trzy pistolety flobertowe wraz z odpowiednią ilością amunicji schowane były w zamkniętym kufrze Stalky’ego. Kufer ten stał w sypialni trzech