Strona:Rudyard Kipling - Stalky i spółka (tłum. Birkenmajer).djvu/83

Ta strona została przepisana.

— Śmieszna ta dziura. Jak daleko idzie?
— Prosto, jak rzekli, panie Corkran — prosto, z jednego końca gmachu aż na drugi, wciąż pod dachem. Czy pan znalazł kurek? Mr. King chciał nam oszczędzić trudu noszenia wody. Ale to za ciasne dla takiego grubasa jak stary Richards. Za gruby jestem, żebym mógł udawać łasicę. Dziękuję, panie Corkran!
Woda trysnęła spod kurka w szafie, a widząc to Richards napelnił swe wiadra wodą i pokuśtykał dalej.
Chłopcy siedzieli na swych łóżkach zdumieni, rozważając wszystkie możliwości swego nowego odkrycia. Słyszeli wyraźnie, o dwa piętra niżej, huczenie rozgniewanego ula; nigdzie nie ma większej ciszy, jak w sypialni pięknego popołudnia podczas letniego kursu.
— To było aż do dziś zadekowane tapetą! — rzekł M'Turk oglądając małe drzwiczki. — Gdybyśmy byli wiedzieli!
— Jak Boga mego, trzeba tam wleźć i zbadać! Teraz tu nikt nie przyjdzie. Nie ma strachu!
Wleźli za przewodem Stalky’ego w dziurę, zamknęli za sobą drzwiczki i czołgali się na czworakach ciemnym i brudnym przejściem, pełnym wapna, starych wiórów i innych odpadków, które robotnicy pozostawiają na strychu domu. Tunel mógł mieć trzy stopy szerokości, a światło przedostawało się doń tylko przez szpary z boku po obu stronach dymników.
— To klasa Macréi — rzekł Stalky z wzrokiem utkwionym w odstęp trzeciego dymnika. — Widzę na kuferku Barnesa jego nazwisko. Ciszej, Beetle, nie rób takiego hałasu! Możemy się przedostać tędy na drugi koniec liceum. Naprzód! Jesteśmy teraz w klasie Kinga, widzę koniec kufra Rattraya. Och, jak od tych brudnych desek bolą kolana!
Słychać było, jak paznokciami drapał wapno.