Strona:Rudyard Kipling - Stalky i spółka (tłum. Birkenmajer).djvu/86

Ta strona została przepisana.

— Wasz wuj Beetle — poeta starał się naśladować bojowy ton Stalky’ego — wasz wuj Beetle jest Wielkim Człowiekiem!
— O, przepraszam bardzo! To mu się tylko zdaje! Daleko ci do tego, Beetle! Wal go, Turkey!
— Wielki Człowiek! — charczał Beetle wyciągnięty na podłodze. Wy — jesteście bezmózgie — uważajcie na krawatkę — bezmózgie gaduły. Ja jestem Wielki Człowiek! Uf! Słuchajcie pieśni mego triumfu!
— Beetle, moje złotko! Stalky z całym rozmachem usiadł Beetle’owi na piersi. — My cię szczerze kochamy i ty jesteś naprawdę poetą. Jeżeli kiedykolwiek nazwałem twoje utwory ckliwymi bajdurzeniami, przepraszam cię, ale ty wiesz tak dobrze jak i my, że nic sam nie możesz zrobić, żebyś wszystkiego nie popsuł.
— Ja mam pomysł!
— I pokpisz całą sprawę, jeśli natychmiast nie powiesz wszystkiego wujowi Stalky’emu. No, wypluj to raz, skarbie mój, a my zobaczymy, co się da zrobić. Masz pomysł, ty blagierze jeden! Wiedziałem, że masz jakiś pomysł, jak tylko odszedłeś. Turkey mówił, że chcesz wiersze układać.
— Widziałem, jak się buduje dom. Dajcie mi wstać! Belki podłogi jednego pokoju, to belki sufitu pokoju, który się znajduje pod nim.
— Daj spokój tym głupim terminom technicznym!
— Ale kiedy to ten cieśla mi powiedział. Podłoga spoczywa na belkach, na tym poprzecznym wiązaniu, przez któreśmy pełzli, ale zatrzymuje się u przepierzenia. Otóż, gdyby się szło wzdłuż tego przepierzenia, jak my na strychu, jasna rzecz, że można by wsunąć, co by się żywnie chciało pod podłogę, między deski podłogi a łaty i tynk sufitu sali znajdującej się pod spodem. Popatrzcie, ja to narysowałem.