Strona:Rudyard Kipling - Stalky i spółka (tłum. Birkenmajer).djvu/89

Ta strona została przepisana.

— I pomyśleć, żę to wszystko robimy — dla honoru klasy!
— A oni tam na zgromadzeniu sądzę teraz! — łkał Stalky, klęcząc w fosie, z głową zanurzoną w wysokiej trawie. — Słuchajcie! Trzeba wyciągnąć z kota kulę. Prędko. Im prędzej go podrzucimy, tym lepiej.
Natychmiast zabrali się przy pomocy scyzoryka do tej przykrej roboty; we trójkę (nie pytajcie, kto ukrył ścierwo pod swą kamizelką) ponieśli ofiarę, starając się jak najprędzej dostać do domu; Stalky w biegu układał dalszy plan kampanii.
Zachodzące słońce, rzucające szerokie plamy światła na dachy, widziało, jak w murze jednej z sypialń zniknęło trzech chłopców i jeden parasol W pięć minut później chłopcy wrócili, oczyścili się starannie, umyli sobie ręce, uczesali się i zeszli na dół.
— Czy jesteś pewny, że wsunąłeś ją dość głęboko? — spytał naraz M’Turk.
— Powtarzam ci, wsunąłem ją na całą długość mego ramienia i parasola Beetle’a. To by było mniej więcej około sześciu stóp. Leży w samym środku tej wielkiej sypialni Kinga o dziesięciu łóżkach. Pierwszorzędna pozycja centralna — powiedziałbym. Jak się dobrze rozgrzeje, wykurzy tych chłopców i Macréi i Hartoppa. Wasz wuj Stalky jest Wielki Człowiek, jak Boga mego. Beetle, czy ty możesz sobie wyobrazić, jaki on jest Wielki Człowiek?
— Jakże? Przecie to ja pierwszy miałem ten pomysł, a tylko...
— Tylko, że bez wuja Stalky’ego nie potrafiłbyś go wykonać, nieprawdaż?
— Przez cały tydzień przezywali nas śmierdzielami! — mówił M’Turk. — Będą się teraz mieli z pyszna.
— Śmierdziel! Fuj! Śmierdziel! — doleciało z korytarza.
— A ona — już tam leży! — rzekł Stalky opierając się na ramionach obu kolegów. — Leży — go-