Strona:Rudyard Kipling - Stalky i spółka (tłum. Birkenmajer).djvu/90

Ta strona została przepisana.

towa ich zaskoczyć. Naprzód zacznie do nich szeptać, jak gdyby im się tylko coś śniło. A potem zaczmie cuchnąć! Rany Boga, co to będzie za smród! Zróbcie mi tę przyjemność i pomyślcie o tym przez dwie minuty!
Wrócili do pracowni mało co mówiąc. A potem zaczęli się śmiać — jak tylko chłopcy śmiać się potrafią. Śmiali się pokładając czoła na stołach, ześliznąwszy się ze stołków, przypadli twarzami do podłogi, śmiali się bez przerwy, wijąc się na krzesłach lub chwytając się półek z książkami; śmiali się do utraty tchu.
Na tę scenę nadszedł Orrin mający się z nimi rozmówić w imieniu całego domu.
— Nie zwracaj na nas uwagi, Orrin, siadaj. Nie wiesz nawet, jaką cześć i jaki podziw mamy dla twej osoby. Jest coś nieskończenie pociągającego w twym wysokim, czystym czole młodzieńczym, pełnym niewinnych, pacholęcych marzeń... Jak Boga kocham!
— Uczniowie mieszkający w naszej klasie polecili mi oddać wam to — rzekł Orrin.
To mówiąc położył na stole złożony we czworo arkusz papieru i wyszedł z surową miną.
— To ich rezolucja! — domyślił się Beetle. — Niech który z was przeczyta. Mnie się śmiać chce na sam widok tego papieru.
Stalky ostrożnie powąchał papier i rozłożył go.
— Phi! Phi! Słuchajcie!
Klasa z bólem i pogardą dowiaduje się o pełnym obojętności stanowisku kolegów z pracowni Nr 5 wobec zniewag i obelg rzucanych klasie Mr. Prouta na zgromadzeniu, które miało miejsce ro sali Nr 12, i w myśl rezolucji uczniów klasy uchwala tej pracowni naganę.
— A ona powalała mi krwią całą koszulę! — rzekł Beetle.
— Śmierdzę wciąż kotem, mimo że dwa razy już się myłem! — odezwał się M’Turk.