Strona:Rudyard Kipling - Stalky i spółka (tłum. Birkenmajer).djvu/91

Ta strona została przepisana.

— A ja o mało nie złamałem parasola Beetle’a, wpychając kicię tam, gdzie ma dojrzeć!
Nie mieli sobie już nic więcej do powiedzenia, ale mogli się jeszcze śmiać. Tej nocy w sypialni próbowano manifestować przeciw nim; odpowiedzieli natychmiast.
— Widzicie — zaczął Beetle łagodnym głosem, zdejmując szelki, — Wszystko pochodzi stąd, że wy jesteście kupą skończonych osłów. Macie zupełnie ptasie mózgi. Powtarzaliśmy wam to chyba nieraz!
— A teraz my sprawimy wam lanie według zwyczaju sypialni. Urągacie nam zawsze, jak gdybyście byli prefektami! — wykrzyknął czyjś głos.
— Nie, kochaneczku, żadnego lania nam nie dacie — odpowiedział Stalky — a nie dacie dlatego, bo wiecie sami, że prędzej czy później dostałoby się wam jeszcze gorzej. My mamy czas. My możemy ze swą zemstą poczekać. A wy zrobiliście z siebie błaznów i przekonacie się o tym jutro, jak tylko King dowie się o waszej rezolucji. Jeśli was najdalej do jutra wieczór szlag z tego powodu nie zacznie trafiać, gotów jestem — gotów jestem zjeść własny kapelusz.
Ale zanim jeszcze na drugi dzień dzwonek zawołał na obiad, już uczniowie Prouta gorzko żałowali swego błędu. King witał poszczególnych członków tej klasy z udanymi objawami przerażenia. Czy zamierzali go może wypędzić z liceum za pomocą swej jednogłośnie uchwalonej rezolucji. Jakiekolwiek byłyby ich poglądy na administrację szkoły, on, oczywiście, natychmiast się do nich zastosuje. Za nic w świecie nie zamierza ich obrazić, jednakże — obawia się... obawia się, że jego uczniowie, którzy nie uchwalają rezolucyj (ale się myją), mogliby w tym wszystkim znaleźć powód do śmiechu.
King promieniał ze szczęścia, a jego uczniowie, rozkwitający w blaskach jego uśmiechu, zmienili to popołudnie w jedną długą torturę dla nieszczęsnych uczniów Prouta. Sam Prout, posępny i zaniepoko-