Strona:Rudyard Kipling - Stalky i spółka (tłum. Birkenmajer).djvu/93

Ta strona została przepisana.

Oskrzydliwszy w ten zręczny sposób nieprzyjaiela Stalky skoczył do łóżka.
Tej nocy zdawało się, jak gdyby do radości uczniów Kinga domieszała się jakaś kropla goryczy. Z powodu przeciągów pod podłogą kotka nie zakłóciła spokoju sali, pod którą leżała, ale salę sąsiednią na prawo, wsączając się w powietrze raczej bladosinym tchnieniem niż jako realne wrażenie. Dość jednak najlżejszego odoru, aby zaniepokoić drażliwe powonienie i czyste podniebienie młodzieży. Przyzwoitość każe nam spuścić kilka zasłon dobrze zdezynfekowanych na pytania i odpowiedzi, wymienione między mieszkańcami sypialni a Mr. Kingiem.
Mr. King naprawdę miał ambicję na punkcie swej klasy i dbał o wygodę swych wychowanków. Przyszedł, węszył, mówił. Na drugi dzień rano jeden z mieszkańców sypialni zwierzył się swemu zaufanemu przyjacielowi, mikrusowi z domu Macréi, że w jego klasie są jakieś nieprzyjemności, którę King chciałby zataić.
Ale mikrus z domu Macréi miał też zaufanego przyjaciela w domu Prouta, rozczochranego i złośliwego smarkacza, który jak tylko wydarł przyjacielowi sekret, natychmiast rozgłosił go przenikliwym głosem, brzmiącym w długim korytarzu jak hukanie sowy.
— I — i przez cały tydzień nazywali nas śmierdzielami! A tymczasem mały Harland opowiada, że w ich sypialni jakiś wściekły smród spać im nawet nie daje! Chodźcie!
Wydawszy jeden jedyny okrzyk i jedno zawołanie uczniowie Prouta rzucili się do boju.. Podczas pauzy między pierwszą a drugą godziną z pięćdziesięciu dwunastoletnich urwiszów walczyło na żwirze pod oknami Kinga wśród wyzwisk, których motyw przewodni stanowiło słowo „Śmierdziel“.
— Słyszycie huk działa alarmowego na morzu? — rzekł Stalky.