Strona:Rudyard Kipling - Stalky i spółka (tłum. Birkenmajer).djvu/98

Ta strona została przepisana.

— A, to już był mój fajny kawał! Dałem mu zeca! Wiecie, że on wiecznie rozpływa się nad uczonym Lipsiusem...
— Co to mając ledwie lat cztery — to ten kretyn?
— Żebyś wiedział. Jak tylko się dowie, że ja piszę jakiś wiersz. Dziś, siadając w ławce, szepnąłem do starszego Burtona: „Jak się ma nasz uczony Lipsius?“ Stary Butt śmiał się jak koń, nie wiedział, czego ja chcę, ale King wiedział doskonale, prawdę mówiąc, za to wyrzucił nas z klasy. Nie jesteście mi wdzięczni? A teraz przestańcie gęgać. Muszę napisać balladę o „Uczonym Lipsiusie.“
— Uważaj tylko, żebyś nie używał wyrażeń wulgarnych — napominał go Stalky. — Nie chciałbym się spospolitować w tych szczęśliwych dniach..
— Za żadne skarby świata! Nie ma który z was dobrego rymu do „kanał“?
Podczas lunchu we wspólnej sali King przez dłuższy czas jadowicie perorował pod adresem Prouta na temat chłopców zepsutych, nadużywających swych nędznych zdolności do podkopywania dyscypliny i demoralizowania swych kolegów, aby tylko dać folgę swej awanturniczej wyobraźni i unicestwić wszelki autorytet.
— Zdaje mi się jednak, że pan nie brał tego pod uwagę, kiedy pańska klasa zaczęła nas przezywać — e — śmierdzielami. Gdyby pan nie zapewniał mnie tyle razy, że pan nigdy nie zamierza mieszać się do spraw cudzej klasy, musiałbym przyjść do przekonania, że kilka przypadkowych pańskich uwag dało początek całej tej głupiej historii.
Prout wycierpiał dużo, bo King zawsze przynosił do jadalni swe złe humory.
— Wszakże pan sam odezwał się raz w tym sensie do Beetle’a, czyż nie? Mówił pan coś o niekąpamiu się, o śmierdzielach wodnych? — wtrącił kapelan szkolny. — Przypadkiem zapisywałem właśnie tego dnia punkty w pawilonie.