Strona:Rudyard Kipling - Zwodne światło.djvu/111

Ta strona została skorygowana.

w miejscu tem występują zawsze włókniste pasemka płótna.
— Bo nie umiesz się wziąć do rzeczy — zapewniła i, podnosząc rękę dla poparcia metody swej, ruchem żywym odsłoniła mankiet, na którym odcinała się żywo barwna plama.
— Patrz, jesteś widocznie równie nieuważną, jak dawniej — zaśmiał się Ryszard.
— Łatwiej dojrzeć źdźbło w oku bliźniego, niż belkę we własnem. Spojrzyj na swój mankiet.
— Na Jowisza! prawda. Gorzej umalowany od twego. Widać, żeśmy oboje niewiele się zmienili. Czekaj, zobaczymy; muszę ci się przyjrzeć.
Przystanął, badając rysy jej krytycznie. Blade światło dnia jesiennego, przyćmione przez drzew konary, stanowiło delikatne tło, na którem odcinała się szara sukienka, toczek czarny aksamitny, spoczywający na kruczych włosach, i profil o regularnym, czystym zarysie.
— Nie, nie zmieniłaś się, dzięki Bogu, ani odrobinę. Czy pamiętasz, Maisie, jak ci raz zaplątałem włosy w zatrzask od torby podróżnej?
Skinęła twierdząco główką i z błyskiem wesela w oczach zwróciła ku niemu twarzyczkę, pełnem światłem oblaną.