długo byłam sama, sama jedna na świecie! Nie, nie próbuj fałszywie mnie zrozumieć... Teraz jednak, gdy wróciłeś nareszcie, chciałabym zatrzymać cię, jako jedno z ogniw mego życia.
— Rzecz prosta. Należymy przecież do siebie.
— Nie, nie należymy. Ja nie chcę wracać do tego dzieciństwa; wiesz o tem, Dick’u, bo ty jeden pojmowałeś mię zawsze. Przytem dzisiaj wiąże nas jeszcze praca na wspólnem polu. Zaszedłeś dalej, niż ja; mógłbyś mi tyle rzeczy wyjaśnić, w tylu pomagać. Zapanowałeś nad techniką, nad środkami; musisz więc nauczyć mię, jaką drogą dochodzi się do celu. Czy zgoda?
— Zgoda na wszystko; tylko... zdaje mi się, że nie dobrze rozumiem, o co ci chodzi. Czy ma to znaczyć, iż nie chcesz tracić mię z oczu i dlatego proponujesz, abym ci na przyszłość w pracy pomagał?
— Tak; ale pamiętaj, Dick’u, że w słowach moich niema żadnej innej myśli, że stosunek nasz musi poprzestać na cechach koleżeństwa i przyjaźni. Ten warunek właśnie każe mi odczuwać cały mój egoizm. Ale rozstać się z tobą byłoby mi dziś przykro... Po-
Strona:Rudyard Kipling - Zwodne światło.djvu/119
Ta strona została skorygowana.