Strona:Rudyard Kipling - Zwodne światło.djvu/138

Ta strona została skorygowana.

oddanie się mężczyzny kobiecie, na którą patrzył w danej chwili. Rysunek był widocznie gorzkiem szyderstwem ze strony złośliwej dziewczyny.
— Kupuję szkic ten! — zawołał Dick szybko. — Kupuję za cenę, jaką pani sama naznaczysz.
— Byłaby w każdym razie za wysoką dla pana. Sądzę wszakże, iż będziesz mi równie wdzięcznym, gdy...
Jednym rzutem szkic znalazł się w popiele wygasającego ogniska.
— Och, co za szkoda! — zawołała Maisie. — Zepsułaś, nie pokazawszy mi nawet.
— Dziękuję pani — wyszeptał Dick głosem przez wzruszenie stłumionym i szybko pożegnał obie artystki.
— Jak ten człowiek mnie nienawidzi, a jak kocha ciebie, Maisie! — wybuchnęła rudowłosa.
— Co za niedorzeczność! Wiem, że Ryszard mię lubi; każde z nas jednak ceni również pracę i ma cel w życiu, do którego musi dążyć wytrwale.
— Nie; on kocha ciebie tylko. Przekonałam go jednak dzisiaj, że i impresyonizm jest coś wart w sztuce, że i on ma siłę. Maisie, czy ty nie widzisz?
— Czego? Nie rozumiem.