czuwał niedostateczny stan swej zaniedbanej garderoby. Niestrudzona mrs. Jennett tą samą zawsze, tkliwą, otaczała go pieczą. Plagi wszakże, jakie Dick odbierał w szkole (zdarzało się to przecięciowo trzy razy na miesiąc) nie tylko zahartowały skórę chłopca, lecz przejmowały go pewną pogardą dla siły jej uderzeń.
— To nie boli nawet — tłómaczył Maisie, która go do buntu podniecała. — A przytem ile razy mnie wybije, ile razy złość swą wywrze, tyle razy, uważałem, staje się łagodniejszą dla ciebie.
Wzrastał więc Dick w zaniepokojeniu fizycznem i moralnem, co w duszy jego dzikie nieraz budziło instynkta. Przekonywali się o tem, własnym kosztem, młodsi koledzy, których, gdy go zły humor napadł, uderzał boleśnie a umiejętnie. Ten sam duch przekory, czy złośliwości, kazał mu nieraz drażnić Maisie; dziewczę jednak nie brało tego do serca.
— Po co mamy sobie wzajemnie dokuczać? — mówiła. — Wszak i bez tego dosyć jesteśmy nieszczęśliwi. Lepiej wynajdźmy jaką rozrywkę, która nam pozwoli zapomnieć o doznawanych przykrościach.
I wynaleźli — pistolet. Niestety, mogli go używać tylko na najbardziej błotnistej części
Strona:Rudyard Kipling - Zwodne światło.djvu/17
Ta strona została skorygowana.