chociaż wiem, że mnie kochasz, choć chciałabym cię zawsze, zawsze mieć przy sobie, byłabym jednak gotową... byłabym gotową... poświęcić cię bez wahania, gdybym wiedziała, że w zamian pozyskam rzecz, której pragnę nad wszystko.
— Moje biedne, ukochane maleństwo! Znam i ja podobny stan umysłu. Niestety, nie prowadzi on do dzieł wybitnych, nie podnieca, lecz osłabia siłę wrodzoną.
— Wszak nie gniewasz się na mnie? Pamiętaj, że ja w zamian gardzę sama sobą.
— No, pochlebiać mi to nie może; jakkolwiek domyślałem się z twej strony uczuć podobnych. Co zaś do gniewu, nie, Maisie, gniewać się na ciebie nie potrafiłbym już dzisiaj. Żal mi cię tylko. Małostki takie nie powinny od lat wielu istnieć dla ciebie.
— Proszę cię, bez tonu protekcyjnego! Chcę pozyskać to jedynie, na co od dawna pracuję. Tobie przyznano wawrzyn, gdy tylko wyciągnąłeś po niego rękę. Czy słusznie? Nie sądzę!
— Cóżem ja temu winien? Bóg świadkiem, iż oddałbym dziesięć lat życia, aby przybliżyć do ciebie ów szych marny, którego pożądasz. Niestety jednak, moc moja nie sięga tak daleko.
Strona:Rudyard Kipling - Zwodne światło.djvu/175
Ta strona została skorygowana.