Strona:Rudyard Kipling - Zwodne światło.djvu/19

Ta strona została skorygowana.

— Niesie w górę i szarpie na prawo. Teraz ty, Maisie. Pamiętaj, że nabity dokoła.
Dziewczę, ująwszy rewolwer, posunęło się delikatnie na sam skraj błota. Dłoń jej trzymała silnie rękojeść; usta i lewe oko zacisnęły się mimowoli.
Ryszard przysiadł na kępie trawy i śmiał się szczerze. Amomma nawet powróciła, skradając się ostrożnie; a że przywykła od dawna do różnych ciekawych doświadczeń w czasie poobiednich tych przechadzek, więc zobaczywszy pudełko z nabojami, wsadziła w nie nos, badając, czy są jadalne. Maisie strzeliła wreszcie, lecz nie mogła dojrzeć, w jakim kierunku kula poszła.
— Zdaje mi się, że trafiłam do celu — mówiła, przysłaniając rączką oczy i patrząc na bezmiar żadnym żaglem niezakłóconego morza.
— Aha, a ja wiem, że kula poleciała w kierunku Marazion-Bell — zaśmiał się Ryszard. — Celuj nizko i na lewo, to może trafisz. Och, spojrzyj tylko na Amommę! Patrz, ależ ona zjada naboje!
Maisie odwróciła się z rewolwerem w ręku, po to już tylko, aby ujrzeć zwierzę, uciekające od gródki ziemi, jaką Dick za nią rzucił. Niema jednak nic świętego dla łakomstwa kozy, szczególniej kozy, rozpieszczonej przez pa-