Strona:Rudyard Kipling - Zwodne światło.djvu/205

Ta strona została skorygowana.

— Dziękuję, najdroższa, za słowo poczciwe. Czy jednak... czy... nic uczuć twych nie zmieniło?
— Nie chciałabym i nie mogła zwodzić cię, Ryszardzie. Ale... w tym kierunku nie umiem się poprawić... Nie sądź jednak, proszę, że jestem niewdzięczną...
— A niechby piekło wdzięczność pochłonęło! — mruknął, zwracając się ku kufrom.
— Mój drogi, po co się gniewać! Wiesz dobrze, że tak, jak dziś rzeczy stoją, ja mogłabym złamać twoje życie, ty zaś zwichnąłbyś może moją przyszłość. Czy pamiętasz słowa, wyrzeczone przez ciebie samego podczas naszego spotkania w parku? Mówiłeś wtedy, że wola jednego z nas musi zostać skruszoną. Czekajmy więc, niech przyszłość wykaże, kto pierwszy ulegnie i broń złoży.
— Nie, jedyna! nie chcę czekać, aż walka z życiem złamie cię i zgnębi.
Maisie wstrząsnęła przecząco główką.
— Mój biedny Dick’u, i cóż ja ci na to wszystko mogę powiedzieć?
— Nie mów nic... Pozwól się tylko pocałować raz jeden, Maisie! Jeden, jedyny pocałunek... Przysięgam, że nie zażądam drugiego. Wszak możesz zrobić to drobne ustępstwo na