ją i całą uwagę zwróci niepodzielnie do pracy, czekając z zaczęciem jej tylko, dopóki Bessie się nie ukaże.
Dziewczyna dotrzymała słowa i zjawiła się nazajutrz, wolna od bielidła, a skromnie przyodziana. Oczy jej zachowały ten sam wyraz obawy, obejście zaś było nieśmiałe lub wyzywające na przemian. Przekonawszy się, iż zadanie jej polega jedynie na spokojnem siedzeniu w miejscu, nabrała od razu pewności siebie i zaczęła krytykować z niejaką słusznością brak porządku w pracowni. Ciepło wreszcie, dostatnie otoczenie i zupełny odpoczynek kojące na niej czyniły wrażenie. Ryszard naszkicował parokrotnie jej głowę; właściwy jednak pomysł, dający się zastosować do „Melancholii,“ nie objawił się dotąd.
— Jak pan nieporządnie utrzymuje swe rzeczy — mówiła Bessie w kilka dni później, rozgospodarowawszy się na dobre w pracowni. — Suknie w takim samym pewno nieładzie. Już-to mężczyźni nigdy pojąć nie mogą, że bez guzików i tasiemek trudno nosić ubranie.
— Po co mi ten kłopot? Kupiwszy cokolwiek, używam, dopóki się nie rozleci, potem wyrzucam, i koniec. Torpenhow postępuje prawdopodobnie w takiż sposób.
Strona:Rudyard Kipling - Zwodne światło.djvu/216
Ta strona została skorygowana.