Heldar powiedział jej, iż pracował lat dziesięć, zanim zgłębił tajemnice swego zawodu. I Maisie przecież pracowała ten sam przeciąg czasu; on zaś dowodził, że to nic nie znaczy... Nic, bo o nią tu chodziło. Mówił, że będzie czekał drugie lat dziesięć, aż, zniechęcona, sama do niego ręce wyciągnie. Znaczna część życia zdawała mu się wówczas niczem; a dziś, dziś nie pisuje nawet! Nie ma na to chwili wolnej. Spaceruje pewno przy świetle księżyca i... całuje kucharki. Z jakąż rozkoszą roztrząsnęłaby mu w tej chwili sumienie, powiedziała kazanie! No, nie tak, nie w nocnej koszuli przecież, bo to nieprzyzwoicie, ale ubrana ciemno, zapięta surowo po samą szyję, wyprostowana dumnie, a pełna godności.
Jeżeli jednak całuje kucharki, to w znikczemnieniu podobnem nicby sobie pewno nie robił z jej kazania. Śmiałby się nawet... Śmiałby się? Tem lepiej; w takim razie ona wróciłaby do pracy, aby malować obrazy, które... i t. d.
I myśl jej, raz wszedłszy w zaczarowane koło, wyrwać się z niego nie była w stanie.
Dziesięć lat został jej wiernym, dziesięć lat obraz Maisie nie zacierał się w jego sercu i pamięci; później, rok blizko, czynił co mógł, aby ją sobie pozyskać; pracował, zapobiegał, rzucając jej tylko niekiedy spojrzenie wiernego,
Strona:Rudyard Kipling - Zwodne światło.djvu/278
Ta strona została skorygowana.