Strona:Rudyard Kipling - Zwodne światło.djvu/280

Ta strona została skorygowana.

się po ogrodzie, aby świeższem odetchnąć powietrzem.
Maisie, zabrawszy nieszczęśliwą „Melancholię,“ śpieszyła właśnie do domu, gdy zastąpił jej drogę olbrzym jakiś, na żołnierskim koniu siedzący.
Jakim sposobem zdołał Torpenhow w przeciągu dwudziestu godzin zdobyć serca oficerów kawaleryi w Vitry-sur-Marne, przekonać ich, iż odczuwa potrzebę wspaniałego odwetu ze strony Francyi, doprowadzić pułkownika do łez rozczulenia i otrzymać najlepszego konia z całego szwadronu na wycieczkę do pracowni Kami’ego, — to już tajemnica, którą korespondent wojenny tylko umiałby wytłumaczyć.
— Przepraszam — zagadnął. — Pani mi daruje niedorzeczne na pozór pytanie: Czy nie raczyłabyś mię jednak objaśnić, która z uczenic Kami’ego nosi imię Maisie? Nazwiska jej nie znam, niestety!
Wielki kapelusz słomkowy podniósł się ze zdumieniem ku niemu.
— Ja jestem właśnie Maisie — zabrzmiał z pod jego skrzydeł głos świeży.
— W takim razie pozwoli pani, że jej się przedstawię: Torpenhow, przyjaciel serdeczny Ryszarda Heldara. Przyjechałem powiedzieć pani, że... że... że Dick oślepł.