Strona:Rudyard Kipling - Zwodne światło.djvu/324

Ta strona została skorygowana.

drugi raz. Wszak mogę powrócić, nieprawdaż?
— Będę ci serdecznie wdzięczny, Bessie; wiem, że dokuczałem ci nieraz dawniej, że cię gniewałem rozmyślnie.
— Doprowadzałeś mię pan do ostatniej złości.
— Żałuję dziś tego i przepraszam cię. Jeżeli masz trochę serca, przychodź do mnie częściej. Jestem osamotniony na świecie; Bóg jeden widzi, jak bardzo osamotniony! Prócz ciebie i Beeton’a, żywa dusza nie przestąpiła jeszcze tych progów.
— O, ten Beeton szczególniej i jego żona wiele sobie z panem zadają kłopotu. Znać to na każdym kroku. Obdzierają cię, nic w zamian nie robiąc; dosyć rzucić tu okiem, aby odgadnąć, jak rzeczy stoją. Dobrze więc, powrócę, będę nawet często przychodzić, ale każ się pan ogolić i przebrać w inne rzeczy. Nie podobna patrzeć na ciebie w tym surducie.
— I owszem, mam przecież kilka garniturów.
— Wiem o tem. Powiedz pan Beeton’owi, aby ci wydostał nowe ubranie; już ja potrafię utrzymać je w porządku. Można być ślepym jak kret, a przecież nie potrzeba wyglądać na włóczęgę.