Strona:Rudyard Kipling - Zwodne światło.djvu/352

Ta strona została skorygowana.

rzekłam ci, że pojedzicsz, a więc jedź, jedź jak najprędzej; stokroć to będzie lepszem dla ciebie.
Pochyliła się i pocałowała go w czoło.
— To na dzień dobry — mówiła. — Gdy ubierzesz się, ułożymy z Jerzym wszelkie szczegóły podróży. A teraz, daj kluczyk, otworzę walizę i dostanę ci rzeczy.
— Liczba pocałunków, jakimi darzą mię ludzie w ostatnich czasach, zaczyna przybierać zdumiewające wymiary — myślał Dick szyderczo. — Może i Torp zechce mnie uściskać za widzeniem. Tego by tylko brakowało! Nie; zaklnie tylko, że mu w drogę wchodzę. Hej, madame, dopomóż mi, proszę, ubrać się w szaty przedśmiertne. Wszak to strój ostatni, jak przed gilotyną, powinien zatem być staranny.
I dotykał drżącemi rękami każdego szczegółu, od rewolweru, ukrytego za pasem, aż do sztywnie zapiętego kołnierza.
Madame Binat płakała i śmiała się na przemian.
— Zrobiłam wszystko, co leżało w mej mocy, aby nadać mundurowi twemu cechę wytworną. Spojrzyj tylko... ach, przepraszam, zapomniałam...
— Dziękuję; a teraz chodźmy umawiać się z Jerzym, nie traćmy czasu.