Strona:Rudyard Kipling - Zwodne światło.djvu/87

Ta strona została skorygowana.

chodzi. Zabrałem więc tylko Ostatni strzał napowrót do siebie.
Heldar odwrócił żywo płótno.
— Patrz — wołał, — oto rezultat owych uwag! Przerobiłem według nich cały obraz. Żołnierz dostał piękny, czerwony mundur, bez jednej plamki, bez jednej skazy. To nazywa się... Sztuką. Wylakierowałem mu buty; spojrzyj tylko, jak błyszczą na obcasach. To jest... Sztuka. Oczyściłem mu karabin, aż lśni z daleka; karabiny są, wiesz o tem, zawsze lśniąco czyste na polu walki, bo tak chce Sztuka. Hełm wyszorowałem pomadką; o, bo pomadka jest niezmiennie używaną w służbie czynnej, a przytem rzecz to niezbędna w pojęciu Sztuki. Ogoliłem mu świeżo brodę, umyłem ręce i dałem wyraz utuczonego spokoju. Dzięki zmianom tym obraz przeistoczył się w kolorowaną rycinę mód, przeznaczoną chyba dla krawca wojskowego. Cena w zamian wzrosła w dwójnasób. Dostałem więc, chwała Bogu, dwa razy tyle, ile za ów szkic pierwszy, wcale nieźle malowany.
— I masz zamiar rzecz tę wydać, podpisać ją, jako własny utwór?
— Dlaczego nie? Przecież ja ją robiłem. Stworzyłem ją sam, własną pracą, stwo-