randy do saloniku i mimochodem palnąłem mu bardzo uczoną dysputę: o użyteczności superfosfatu, jako nawozu przy uprawie roli pod buraki. Sąsiad słuchał, głową kiwał, ale koniec końców zadecydował, że superfosfat w naszych warunkach — za drogi. Nie sprzeciwiałem mu się zbytecznie.
Po kwadransie ukazała się znowu naszym oczom pani domu, ustrojona w tak wykwintną wełnianą suknię, że stanowczo przestałem wierzyć, by Bolesław system oszczędnościowy stosował i do wydatków na stroje swej pani. Podałem jej rękę i przeszliśmy do sali jadalnej. Ujrzałem tam rozradowanego bardzo mojem przybyciem Olesia i nowego nauczyciela.
— Siemion Andrejewicz Kwitka — wygłosił Bolesław, przedstawiając mi młodego człowieka, który skłonił się tylko zdaleka, — poczem usiedliśmy wszyscy do stołu.
Pomimo bardzo smacznie zrobionego obiadu, pomimo rozmowy z panią Malwiną, oczy moje ustawicznie szukały widoku młodego Rusina, bo to, co słyszałem o nim, pobudziło moją ciekawość nadzwyczajnie.
Siedział przy obiedzie sztywny i milczący, twarz wychudzoną pochylił nad talerzem, tak nisko, że z trudnością zdołałem dojrzeć jego profil ostry i czysto zarysowany; szare, duże oczy podnosił od czasu i rzucał inteligentne badawcze spojrzenia na obecnych; po wyrazie jego twarzy mogłem odrazu poznać, że rozumié znaczenie naszych słów, nie wmieszał się jednak ani razu do rozmowy.
Gdyśmy powstali od stołu, dałem znak Bolesławowi, aby go do salonu na czarną kawę zaprosił; poszedł, ale widocznie nie bardzo był z tego zadowolony, widocznie krępowało go nasze towarzystwo.
Gospodarz zagadnął go o coś po rosyjsku, odpowiedział mu w tym samym języku, wówczas zbliżyłem się ku nim i zapytałem młodego człowieka po małorusku:
— Dlaczego pan mówisz po rosyjsku? Wszak jesteś pan Rusinem, nosisz nazwisko jednego z wielkich ludzi waszego narodu, może nawet jesteś jego potomkiem lub krewnym.
Strona:Rusini (Abgarowicz).djvu/116
Ta strona została uwierzytelniona.