Perejesławia na Preczystą pojechał i ztamtąd nam przywiózł nauczyciela, starego dyakona Gedeona.
Był to ascetycznie wynędzniały wędrowny mnich, który cały boży rok pościł i ciało umartwiał; to też nie był już do żywego człowieka podobny i wyglądał jak chodzący szkielet, tylko w oczach płonął mu ogień życia — czy fanatyzmu.
W żadnym klasztorze nie mógł się długo utrzymać, tylko wędrował po cudownych miejscach, lub czasem tu i owdzie zatrzymywał się i dzieci uczył. Błahoczynny z Roźmina strofował ojca za to, że takiego włóczęgę do domu przyjął; mówił, że herezyę czuć od niego na trzy wersty. Ojciec szorstko mu odpowiedział, że nic mu do tego, że ojciec Gedeon taki sam pop, jak i on, a może nawet i lepszy, że zresztą musi go trzymać, bo na innego nauczyciela dla dzieci nie ma funduszów.
Miał po części ojciec słuszność — stary dyakon był zacnym człowiekiem i dobrym nauczycielem. Po całych dniach byliśmy przy nim; starsi bracia w moment nauczyli się czytać i pisać, ja z początku przysłuchiwałem się tylko ich nauce, i opowieściom starca.
Nieraz, pamiętam, w jasne księżycowe noce zasiadaliśmy przy mnichu na przyzbie przed domem. Mgły nad stawem unosiły się, żaby na wyprzodki skrzeczały, od czasu do czasu zagłuszał ten żabi koncert głos derkacza, który gdzieś tam po szuwarach brodził, lub dawał się słyszeć świst żółwia błotnego, pełzającego nocą po łąkach.
Wówczas to stary Gedeon roztaczał przed młodocianą naszą wyobraźnią wspaniałe obrazy przeszłości, wywoływał z mgły zapomnienia dawno zmarłe postacie książąt, bohaterów, męczenników i hetmanów; drżeliśmy wraz z tłumem ludu, przed dziesięciu wiekami żyjącym, wobec nieczystych praktyk Błuda czarownika; płakaliśmy nad nieszczęśliwym losem pięknej Kseni-księżniczki; marzyli o sławie i wielkich czynach, gdy opowiadał nam stary o dziełach Boj tur Wsiewołoda — i Bojanowi, piewcy boskiemu, sławyśmy zazdrościli.
Strona:Rusini (Abgarowicz).djvu/130
Ta strona została uwierzytelniona.