wstępne egzaminy do kadeckiego korpusu w Kijowie złożyli. Mnie ojciec oddał do gimnazyum w Kremeńczugu.
Tam zetknąłem się z rzeczywistym światem. Mgły i ułudy — czarodziejskie widziadła i poetyczne marzenia, stwarzane przez rozegzaltowanego i fanatycznego mnicha, bladły i znikały jedne po drugich. Nienawiść tylko do Lachów i Moskali przez niego wszczepiona, nie osłabła z czasem, przeciwnie z dniem każdym, z każdym rokiem wzmagała się coraz bardziej, potężniała.
Ja, syn zamożnego, bogatego prawie osadnika, ale nie szlachcica, w gimnazyum zetknąłem się z pańskiemi dziećmi, z synami rosyjskich właścicieli ziemskich, jenerałów, wyższych urzędników, ci zaś nie wyciągali do mnie ręki ochotnie; przedziały stanowe, istniejące na świecie, zaznaczają się może jeszcze ostrzej w szkołach, nie łagodzą ich bowiem doświadczenie życiowe i ogłada towarzyska. Niejeden raz musiałem usłyszeć od jeneralskiego syna, który był osłem i uczyć się nie chciał, że nie wiedzieć po co pozwolono chłopa do szkół przejmować, że napewno cesarz pożałuje kiedyś tego nierozważnego kroku. Znosiłem upokorzenia bezprzestanne.
I nauczyciele mniej więcej w podobny sposób postępowali z uboższymi chłopcami. Od dziecka doświadczałem niesprawiedliwości, która mi serce krwawiła i zawiść w duszy wzmagała. Jeden tylko nauczyciel fizyki, mały, sucherlawy człowieczek, z długą rudą brodą, był zupełnie inny; postrach całej klasy, bicz boży na paniczów, na elegantów, ten mi nie dokuczał, nie prześladował; przeciwnie wszystkich uboższych chłopców zbierał w koło siebie, w nauce nam dopomagał, o świecie opowiadał; mnie on najwięcej między wszystkimi lubił. Wkrótce przekonałem się, że i ten sprawiedliwym nie był; przy klasyfikacyi czuliśmy my, przez niego protegowani, ubodzy synowie ludu, że nie sama nasza pilność i wiedza wywyższyła nas ponad innych bogatych paniczów, ale głęboka nienawiść, którą rudy profesor do wyższych warstw społecznych w swej piersi chował.
Strona:Rusini (Abgarowicz).djvu/132
Ta strona została uwierzytelniona.