Strona:Rusini (Abgarowicz).djvu/141

Ta strona została uwierzytelniona.

wało nas nieraz ze czterdziestu w nieobszernej studenckiej izbie, popijając cuchnącą wódkę i brudną herbatę, zagryzając to razowym chlebem i słonym groszowym śledziem. W czasie tych posiedzeń przewracaliśmy językiem ustrój społeczno-państwowy całej Europy.
Gdy który z nas domagał się od tego areopagu przyznania praw istnienia w przyszłości dla rusko-ukraińskiej rzeczypospolitej, wówczas powstawał najczęściej Godin, żyd z pochodzenia, a przywódca partyi ruchu i wołał namiętnie:
— Precz z wszelkiemi narodowościami! Niech giną rasy i plemiona, niech giną państwa i narody! Won! won z tym starym, zardzewiałym, spróchniałym aparatem! won! Naszym celem ludzkość wolna, zjednoczona, wszelkich więzów, kajdan pozbawiona. My nie Rosyanie, my ludzie tylko.
— Dlaczegóż Polacy się z wami nie łączą? Oni z waszych mrzonek skorzystają, ojczyznę sobie odbudują, a was i nas w nową niewolę wprzęgną — pytał któryś z naszych zagorzelców.
Co, Polacy? — wrzeszczał wówczas roznamiętniony trybun — jeżeli oni nie wyrzekną się swoich bałwanów, swojej głupiej ojczyzny, i niedorzecznej religii — swoich popów i szlachciców, a w zamian za to nie zaczną służyć naszym celom, z nami ręka w rękę nie pójdą, to zgnieciemy ich w naszym dziejowym pochodzie, kraj ich cały z ziemią zrównamy, naród co do nogi wytracimy, aby to zapleśniałe, plugawe robactwo nie mnożyło się nadal.
Przy podobnym sposobie spiskowania i działania do rezultatu niebezpiecznego dla państwa nie mogliśmy dojść, a co do nas Rusinów, to nawet nie dążyliśmy do tego. Agitacya nasza niczem się nie różniła od dysput i marzeń młodzieńczych — na całym świecie. Mnie one nie wystarczały, uwikłałem się w inną sprawę, uczucie raczej, która mi wiele boleści sprawiła, wielkiej cichej rozpaczy była przyczyną — jednak sprawa to zupełnie osobista.