kochali się naprawdę. Nie pytałem wprawdzie Doci o to, bo znałem jej tajemnicze, skryte usposobienie, ale byłem pewny, że skończy się to pomyślnie; Aleksiej za dwa lata miał skończyć medycynę, gdy zostanie lekarzem, pobiorą się zapewne; zdawało mi się to tak naturalnem, że nawet nigdy nie zastanawiałem się nad tem dłużej.
Że Lizę pokochałem, przekonałem się dopiero naówczas, gdy po skończeniu pierwszego roku moich nauk uniwersyteckich pojechałem do domu na ferye. Zrazu nie wiedziałem, co mi być może; nie umiałem znaleźć sobie zajęcia, dnie zdawały mi się być wiekami. Nieraz godziny całe w stepie na kurhanie przepędzałem, myśląc tylko o niej bezprzestannie, rozpamiętywałem każde jej słowo, każdy jej ruch, przypomnieć sobie starałem wyraz jej twarzy przy każdem słowie, jakie do mnie przemówiła kiedykolwiek; zdawało mi się, że słyszę dźwięk jej śmiechu wesołego.
Każdą moją rozmowę z Docią kończyłem mimowolnie zapytaniem: czy Liza do niej nie pisała? albo: co się tam z Lizą dzieje?
Siostra śmiała się ze mnie, drwiła z mego sentymentalizmu, twierdząc, że powinienbym się był sto lat temu urodzić, że dziś nie pora już na takie pasterskie miłostki.
Rozdrażniony podobnemi przycinkami, zacząłem jej Aleksiejem dokuczać; mówiłem jej, że jeżeli myśli, że ja o niczem nie wiem, to się bardzo myli, wiem ja, wiem wszystko, tylko mówić jej nie chciałem, nie chciałem jej o to pytać, bo zresztą to do mnie nie należy — ale w każdym razie ona nie ma prawa dokuczać mi miłością dla Lizy, bo sama ni lepsza, ni rozumniejsza.
Cha! cha! cha! Ja, ja mam być zakochaną — zawołała, śmiejąc się do rozpuku — i w kim, w Aleksieju? Semenie, tyś chyba rozum stracił — mówiła, śmiejąc się ciągle. — Nas dwoje i miłość, dwoje rozsądnych ludzi i miłość! Co to jest miłość?... Prawda, ty się fizyologii nie uczysz, ty filolog, poeta, nie rozumiesz tego. Powiem ci więc, że trzeźwi, dzisiejsi ludzie
Strona:Rusini (Abgarowicz).djvu/144
Ta strona została uwierzytelniona.