Strona:Rusini (Abgarowicz).djvu/146

Ta strona została uwierzytelniona.

nista; księżyc zlewał obfite strumienie światła; ciemny szafir nieba aż mienił się w jego promieniach. Ona szła milcząca, przytulona do mego ramienia, a mnie się zdawało, że idziemy... do nieba. Mimowolnie dotknąłem jej ręki, która bezwładnie zwisła z mego ramienia i zacząłem ją pieścić i ściskać; dziewczyna nie broniła mi tych pieszczót, owszem uczułem, że przygarnęła się czulej do mego ramienia — czułem drżenie jej ciała.
Żal mi się zrobiło wówczas straconych chwil, które sam na sam z sobą przepędziliśmy. Przypomniałem sobie, że już więcej nie będziemy mogli chodzić tak we dwójkę... Temi myślami zajęty, usunąłem się z chodnika i stanąłem pod rozłożystem drzewem, opierając się o balustradę. Patrzyłem w dół na Dniepr cudowny — niezrównany. Ona także się nachyliła ponad balustradę, uczułem wtenczas wyraźnie bicie jej serca; słyszałem jej oddech nieregularny, przerywany; jej złote, krótko ostrzyżone, kędzierzawe włosy muskały o moją skroń.
Nie mówiąc ani słowa, zwróciłem swą twarz ku niej i pocałowałem ją. Odsunęła się powoli, jakby niechętnie odemnie i cichym proszącym głosem szepnęła:
— Siemion, nie rób tego, proszę... to może nas zadaleko zaprowadzić... Nierób mnie nieszczęśliwą.
Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek w życiu tak zawstydził się, jak wówczas; słowa jednego na moje usprawiedliwienie nie mogłem wyksztusić. Od tego dnia kochałem ją jeszcze więcej.
I znowu przerwał Semen swoje opowiadanie, rozpaloną skroń oparł na dłoni i pogrążył się w głębokiej zadumie. Patrzyłem nań uważnie w milczeniu. Proste słowa tego opowiadania odkrywały mi głębie jego duszy i wywoływały w mojem sercu przykre, bolesne wspomnienie, a równocześnie, ze wstydem, przyznaję się, uczuwałem w duszy jakąś zazdrość brzydką, gniewało mię to prawie, że on, syn na wpół dzikiego kolonisty gdzieś aż z dzikich pól, doświadczał takich samych uczuć, jak my, ludzie salonu. Czyżby uczucie to nie znało granic spo-