słuszności utopijnej mrzonce: iż nie ma na świecie prawa własności — bom ja serce, całą istotę Lizy uważał za moją wyłączną własność i życie z ochotą naraziłbym był w obronie tej własności; wszelkie teorye: o wolnej miłości, o zburzeniu rodziny, zdawały mi się z tego samego powodu głupią gadaniną.
Jedynem pragnieniem mego życia wówczas było: skończyć nauki, zostać gimnazyalnym nauczycielem, gdzieś w okolicy przez Rusinów zamieszkałej, ożenić się z Lizą i w szczęściu, w rozkoszy żyjąc — pracować nad rozbudzeniem poczucia narodowej odrębności w uczuciach mej opiece powierzonych.
Z pragnień tych nie uskuteczniło się ani jedno. Huragan życia porozwiewał, porozpędzał młodzieńcze marzenia — pozostały wspomnienia i nauka na przyszłość: sucha, bezlitosna nauka życia.
Na politycznym widnokręgu wówczas występowały różne nieoczekiwane, nieprzewidziane zdarzenia jedne po drugich. Zwycięstwa zadunajskie, pokój San-stefański zniesiono na kongresie berlińskim — jednem pociągnięciem pióra: urok, aureola, blask, które otaczały Rosyę w oczach wszystkich Słowian, rozwiały się raz na zawsze; partya przewrotu podniosła zuchwale głowę i dążyła uparcie do wzniecenia rewolucyi społecznej; spiski knowano bez przestanku, zamach następował po zamachu; w powietrzu czuć było coś niezwyczajnego, a wśród studentów panował tragiczny nastrój.
Nie czas opisywać panu owych gwarnych zebrań i schadzek młodzieży, które stawały się coraz częstszemi, na których wygłaszano coraz to skrajniejsze teorye, postanawiano coraz bezwzględniejsze sposoby działania. Rząd zdawał się być oślepionym, przestraszonym, policya nie śmiała nawet zwracać uwagi na kluby i kółka, które tworzyły się między nami.
Polacy zamanifestowali się wyraźnie i usunęli się od wszelkiego współudziału, od wszelkiéj konspiracyi; kilku zaledwie wichrowatych i wykolejonych i upadłych moralnie zaciągnęło się do klubu nieprzejednanych rewolucyonistów.
Strona:Rusini (Abgarowicz).djvu/148
Ta strona została uwierzytelniona.