szym przebiegu oba bratnie narody doprowadziły do jednego smutnego rezultatu — do niewoli; i tu jeszcze w tej nędzy i niedoli nie są w stanie zdobyć się na bohaterstwo — zapomnienia — przebaczenia win wzajemnych.
Po północy burza uspokajać się zwolna zaczęła, huk przycichł zupełnie, znużona przyroda zapadała w mroźny, cichy sen nocy styczniowej, i ja uczuwałem, że wraz z nią poddaję się temu prawu, zwolna traciłem poczucie rzeczywistości, senne mary coraz gęściejszym tłumem otaczać mię zaczęły — usnąłem wreszcie.
I śniłem... śniłem cudownie, życie oddałbym z ochotą, gdyby za tę cenę można było marę senną w żywe przyodziać kształty — zaklęciem jakiem utrwalić na wieki. Przed senną moją wyobraźnią roztaczał się wspaniały obraz wielkiej, potężnej ojczyzny — od morza do morza. Pokój, zgoda i jedność panowały w tym cudnym kraju; plemiona podawszy sobie ręce, ku jednym celom dążyły, jednego Boga chwaliły, i zapanował raj, królestwo Boże na tej krwią męczeńską tak obficie zlanej, polskiej ziemi; przez pokutę, przez cierpienia, ofiary i boleści, ze zmazy grzechów wielkich oczyszczeni; staliśmy się rozsądnym i Bogu miłym narodem.
Wszystko kończy się na tym świecie i sen mój się skończył. Gdy obudziłem się, promienie jaskrawego mroźnego słońca łamały się już w lodowatych kwiatach, które przez noc rozkrzewiły się bujnie na szybach okien; dzień był biały, godzina dziewiąta.
Za chwilę wszedł służący. Spytałem go, co się dzieje z Kwitką. Odpowiedział mi, że jeszcze przed godziną wstał i bez herbaty poszedł do domu.
Od owej chwili, w której zostałem wtajemniczony w dzieje żywota młodego Rusina, czułem się niejako związany z nim jakąś niewidzialną duchową nicią i często myślałem o nim, i uczuwałem jakiś wewnętrzny głos, który mi mówił, że mam moralny obowiązek dopomożenia mu do wydobycia
Strona:Rusini (Abgarowicz).djvu/162
Ta strona została uwierzytelniona.