Strona:Rusini (Abgarowicz).djvu/167

Ta strona została uwierzytelniona.

być; że ostateczną przyczyną jej decyzyi były plotki: jakobym ja miał po świecie rozpuszczać krzywdzące jej dobrą sławę wieści; że prawdopodobnie będę miał z tej przyczyny aferę z Edmundem etc. etc. List kończył się, jak zwykle, morałem, dowodzącym jasno, że tego rodzaju postępowanie, jak moje dotychczasowe, wiedzie prostą drogą do hańby i nędzy, ale, że zawsze czas na poprawę pozostał.
Zgniewany tem wszystkiem, zmiąłem list w garści, kazałem osiodłać konia i pojechałem do Frania na — wista.



W trzy lata później przyjechałem do Lwowa.
Przyznam się otwarcie, że o istnieniu Kwitki zapomniałem zupełnie; zdziwiłem się też niepomiernie, jak po posiedzeniu Towarzystwa historycznego nieznany mi człowiek przystąpił do mnie i zaczął się ze mną serdecznie witać; patrzyłem nań, czułem, że ktoś znajomy, dobrze znajomy; nie mogłem sobie jednak odrazu nazwiska przypomnieć. Dopiero jak przemówił:
— Pan mnie nie poznajesz?
Po głosie poznałem go. Był to Kwitka.
Wyszliśmy razem, odprowadził mię do hotelu, wstąpił do mnie i długo, długo rozmawialiśmy. Był już wówczas nauczycielem gimnazyalnym, miał zapewnioną przyszłość i... ożenił się.
— Nie możesz mieć wyobrażenia — mówił mi — jak jestem szczęśliwy, wszystkie marzenia moje urzeczywistniły się, ideał mój zmartwychpowstał, a to jego nowe wcielenie przewyższa o całe niebo poprzednie jego kształty. Ożeniłem się z kuzynką tej rodziny, w której znalazłem na samym wstępie do tej nowej mojej ojczyzny, zajęcie, pomoc i opiekę; ożeniłem się — z Polką.
Po godzinnej może pogadance pożegnał mię i prosił na wszystko, ażebym jutro koło czwartej przyszedł do nich, życzy